Amulet z Vilcabamba


Potężna żółta kula ,niczym piłka toczył się kolejny raz ku bramce zachodu . Ciepło, które jeszcze w południe kazało potężnym masom śniegu stoczyć się ze zbocza Nuputse , teraz zostało zastąpione przez chłód nadchodzącej nocy . Maleńkie drobinki lodu odrywane od podłoża , pędziły z wiatrem i rozbijały się o twarze podróżników . Jak dwie kolorowe łodzie wyróżniały się na tle białego oceanu . Pierwsza z postaci niosła ogromny plecak, do którego przytroczona była niezliczona ilość sprzętu . Czekany i ekspresy obijały się wydając brzęczący hałas, który roznosiło echo . Z daleka wydawało się jakby jakiś nawiedzony szaman ufając swoim modłom , odganiał złe duchy . Druga postać ciągnęła za sobą topogan przykryty czerwonym płótnem . Nasilający się wiatr w dzikim tańcu zepchnął silnym podmuchem sanie , które jak mała łupina zsunęły się to małej zapadliny .

- Mike stój, już nie mogę !!! - wymamrotała przez zaciśnięte zęby kobieta . Jej współtowarzysz odwrócił się , a na jego twarzy widniał ironiczny uśmiech .
- Czy ja się przesłyszałem , słynna pani Croft się poddaje !?!
- Jak pomożesz mi z tymi saniami to jeszcze będę pierwsza w bazie - odparła kobieta .
Mike zrzucił plecak , chwycił sanie i silnym , energicznym ruchem podciągną je do góry .
- Pchaj z całej siły !!!
Lara zaparła się nogą o lodową ścianę i podciągnęła sanie do góry . Po chwili para trekerów wyruszyła dalej . Gdy jeden z himalajskich olbrzymów jak księżyc przy zaćmieniu zasłonił tarczę słoneczną , Lara i Mike znajdowali się już na terenie Camp 0 . Była to baza wypadowa dla ekspedycji organizowanej i finansowanej przez Larę . Od północnej strony stały dwa potężne namioty połączone foliowym tunelem z kuchnią . Elektryczne lampy dawały ciepły żółty blask . Na tle kryształowej ściany lodowca przez białe smugi zamieci śnieżnej można było zauważyć czerwony skuter .
- Patrz Mike, wygląda na to że mamy gości !
- Ciekawe czy to znowu jakiś urzędas z Katmandu , który będzie się czepiał naszego pozwolenia ?
- Miejmy nadzieję że nie , chciałbym jeszcze zostać tu dwa trzy tygodnie .


Powiedziawszy to Mike podszedł do ściany namiotu i ściągnął potężny suwak . Stalowa rama na której rozciągnięte było płótno tropiku zaskrzypiała pod naporem wiatru . Wejście miało formę małej śluzy z podwójnymi drzwiami , po przejściu pierwszych wędrowcy zdjęli raki , czekany i kije trekingowe . Lara otworzyła drugi zamek i poczuła jak przyjemne ciepło rozmraża cieniutką warstewkę lodu , która pokrywała jej twarz . Oboje zrzucili plecaki i Krępujące ruchy Gore -tex-owe kombinezony . Nagle od strony namiotu jadalni nadbiegł Tjang - kulis wynajęty jako kucharz , a zarazem przewodnik . Powiedział coś w miejscowym dialekcie do Mike'a , uśmiechnął się do Lary i zagadał łamaną angielszczyzną :
- Today Tjang good supper !!! - wykrzyczał , poczym pobiegł przodem .
- Co powiedział ?
- Ten skuter należy do jakiegoś gościa z Londynu , podobno czeka na Ciebie w jadalni .
- Więc chodźmy ! - odparła Lara.
- Podobno to poufne spotkanie na które nie jestem zaproszony - odparł z uśmiechem Mike .
- Uuu... poważna sprawa powiadasz !!!

Kobieta przeszła przez mały tunel do wypełnionej zapachami egzotycznych potraw Tjunga kuchni . Była dość wysoką kobietą o smukłej posturze . Pociągła twarz , przedzielona wyraźnym trójkątnym nosem , po którego bokach osadzone były duże niebieskie oczy . Długie lekko zakrzywione łuki brwiowe , stanowiły granicę między twarzą , a wysokim , intelektualnym czołem . Długie ciemne włosy spięte w warkocz sięgały aż do pasa . Niebieskie puchowe spodnie , których szelki opierały się o wydatny biust , ściśle opinały niezbyt szerokie biodra . Po drugiej stronie sali , przy małym czarnym notebooku siedział młody mężczyzna . Na szerokich ramionach spoczywała czarna bluza , z wysokim kołnierzem Krótko ostrzyżone włosy , jasnego koloru , zaczesane były na bok . Zaraz po tym jak Lara weszła do namiotu jadalnego , owy mężczyzna zagadał :
- O pani , jak i o podróżach, które ma pani za sobą mówi się zarówno z podziwem jak i z nutą ironii w głosie . Naprawdę myśli pani, że ta włochata biała małpa gdzieś tu grasuje ?
- Chętnie bym z panem porozmawiała , ale nienawidzę braku wychowania , a pan nawet się nie przedstawił !!! - odparła z przekąsem .
- No tak - arystokratyczne korzenie , przepraszam , ale w moim zawodzie rzadko się przedstawiam , a czasami nie mam okazji - zaśmiał się złowieszczo .
- Larson - rzucił krótko
- A czym pan się zajmuje panie Larson - wyraźnie zaakcentowała nazwisko .
- Powiedzmy, że jestem kurierem i mam dla pani informację !!!
- Więc słucham .
- W Londynie w jednym z tych potężnych biurowców ma siedzibę korporacja Natla Technologies . Prowadzone są tam badania nad... powiedzmy niekonwencjonalnymi źródłami energii .
- Więc co ta korporacja chce ode mnie ? Spytała wyraźnie zaciekawiona rozwojem sytuacji Lara . Mężczyzna nic nie mówiąc wpisał pewną sekwencję liczbową na klawiaturze i gestem palca zachęcił do obejrzenia przekazu . Na małym ciekłokrystalicznym ekranie ukazała się elegancko ubrana kobieta o długich blond włosach i wyraźnym makijażu . Z głośników popłynął ciepły głos :

- Witam , nazywam się Natla i jestem dyrektorem Natla Technologies . Jestem wstanie zaoferować pani dużą sumę pieniędzy w zamian za drobną przysługę .
- Nie dziękuję mam tu jeszcze parę spraw do dokończenia , a na brak pieniędzy nie narzekam
- Więc może skusi panią to . Na ekranie ukazał się krajobraz potężnych ośnieżonych szczytów błyszczących w poświacie słońca .
- Nareszcie oferuje pani coś , co jest w stanie mnie zainteresować - odparła Lara nie wykazując przy tym żadnych emocji . - Gdzieś nieopodal Machu Pichu ludzie opowiadają historię tajemniczego amuletu , może rodzaju ogniwa , dającego jego właścicielowi niesamowitą moc . I to by był cel pani wyprawy .
- A co jak już znajdę ten artefakt ?
- Odda mi go pani bo ja ... powiedzmy że lubię kolekcjonować takie ... świecidełka !!! Resztę opowie Larson .

Na ekranie pojawił się napis : Connection Off . Larson zamknął laptopa i spytał :
- Wchodzi w to Pani ?
- Cóż , musze skonsultować to z Mikiem. Nie skończyliśmy tu jeszcze wszystkiego .
- Dobrze czekam na panią w Machu Pichu - skończył krótko mężczyzna . Po chwili przez monotonny szum wiejącego wiatru dało się usłyszeć pracę silnika , silne światła skutera oświetliły ścianę namiotu , po to by za chwile zniknąć za kurtyną nocy . Po chwili pojawił się Tjang i Mike .

- Mike powiedz czy Ty wierzysz w to, że my tu coś znajdziemy ?
- Wiesz, nie można tracić nadziei ... przynajmniej się powspinamy - odpowiedział zmieszany . Nikt właściwie nie wierzył w teorie Lary .
- Dlaczego pytasz ?
- Nic po prostu pytam - wąskie szerokie wargi odsłoniły jej białe zęby w szczerym uśmiechu.
- No to zwijamy manatki - wykrzyknęła
- Dokąd ?
- Peru .
- Nie , nie jadę wiesz, że ja mam rodzinę , niedługo urodzi się mój syn . Jeżeli skończyliśmy tu robotę to wracam do kraju . Wiesz co ale i tak to były piękne dwa miesiące , wypijmy za to .
-Mike zagadnął coś do Tjanga , a ten po chwili przyniósł butelkę wina i dwa kieliszki .
- Wypijmy za nową przygodę - powiedział Mike i otworzył pociągnął za korkociąg .

Rano już tylko przewrócone kieliszki świadczyły o atmosferze poprzedniego dnia . W promieniach wschodzącego słońca wszyscy uwijali się w ukropie zwijając obóz . Potężny Tropik składano zwinięty do szarych metalowych skrzyni . W drewniane futerały poupychano mniejsze rzeczy i sprzęt fotograficzny . Całość ładowano na sanie , a te były przypięte do dwóch potężnych skuterów . Tjang delikatnie i z uwagą segregował swoje przyprawy chowając je do skórzanych sakiewek . Następnie cały swój dobytek załadował na prowizoryczny stelaż będący kombinacją jakiegoś archaicznego plecaka i drewnianych bali . Po całym dniu ciężkiej pracy rozpoczęli podróż powrotną do Katmandu .

Dziesięć dni później ...

Mały zatłoczony wagonik kolejki wąskotorowej mknął miedzy potężnymi kolosami Andów . Lara przypomniała sobie starą himalajską legendę : mówiła ona iż każdy ze szczytów był niegdyś sławnym wojownikiem , który za złe czyny został zamieniony w kamień . Mimo tego iż to zupełnie inny zakątek świata , to jednak legendę tą można by wpisać w tutejszy folklor . Potężni mężowie otoczeni płaszczem zieleni tutejszych lasów , okuci w zbroje lodu i otoczeni wstęgami rzek i potoków . Każdy z nich trzyma miecz , uniesiony do góry , połyskuje srebrem stalowych czap śniegu rozdzierając swym ostrzem niebieskie niebo . Wnętrze kolejki było przepełnione ludźmi : turyści , tutejsi , dzieci i starcy , ludzie wszystkich stanów i narodowości . Peru to miejsce w którym spotykają się bogaci , którzy podziwiają świadków tutejszej historii , naukowcy badający ich tajemnice , a także potomkowie dawnych plemion . Nagle i tak jadąca wolno kolejka zatrzymała się . Maszynista zakrzyknął coś , czego Lara nie potrafiła zrozumieć , a miejscowi zaczęli wysiadać . Idąc za ich przykładem panna Croft również wysiadła z pociągu . Ciężki plecak zawisł na jej ramionach , wysokie buty ugrzęzły w bagnistym podłożu , a gorący i wilgotny klimat dodawał zmęczenia . Bawełniana podkoszulka pokryła się zaciekiem od potu , a krótkie spodenki przemiękły od wilgoci . Zaraz przed lokomotywą na torach leżała potężna hałda błota , osuwisko po ostatnim deszczu . Lara spojrzała na mapę - do przejścia pozostały już tylko dwa kilometry , a usuwanie szkód zajmie ponad godzinę , więc szybko zdecydowała się na marsz w górę trasy . Około godziny 12:00 gdy słońce wisiało na samym środku nieba , Lara dotarła do małej wioski zaraz pod Machu Pichu . Mali chłopcy ubrani w charakterystyczne dla tego regionu kolorowe czapki z wełny , proponowali pomoc w niesieniu bagażu . Kobieta spojrzała na nich i stanowczo zaprotestowała , wiedziała iż przy każdej nadarzającej się okazji , te przymilne dzieci , zmieniają się w bezwzględnych złodziei . Na stacji miał na nią czekać Larson , miał załatwić transport i czekać będąc gotowym do drogi . Lara bez problemu wypatrzyła go w tłumie . Stał obok dwóch mułów , ubrany w bordową koszulę , kamizelkę i kapelusz z obszernym rondem , udzielał reprymendy jakiemuś dzieciakowi . Zbulwersowana jego zachowaniem podróżniczka podeszła i podtykając mu pod gardło swoje Smith and Wasson , powiedziała szorstko :

- Znajdź sobie godnego przeciwnika frajerze !
- Larson nie zwracając uwagi na dwie wymierzone w niego lufy odpowiedział spokojnie :
- Och panna Croft , nareszcie się pani zjawiła - wredny uśmiech zagościł na jego twarzy .
- Dobra Larson gdzie przewodnik , bo gadanie z Tobą nic mi nie da !
- Sergio ! Chodź tutaj - zza mułów wyszedł niski mężczyzna o krępej budowie ciała , z licznymi kolczykami w nosie i uszach , ubrany w długie spodnie , koszulę i sandały . Jego twarz skrywał cień kapelusza o rondzie jeszcze większym niż Larsona.
- My name is Sergio , I'm gonne show you the place - powiedział łamaną angielszczyzną .
- Świetnie , do zobaczenia więc , rzuciła do Larsona ! Ten z dziwnym przekąsem odpowiedział :
- Zmiana planów jadę z wami !
- Tego nie było w umowie , zjeżdżaj !!! Pracuję sama !!!
- Jeżeli ja nie pojadę to nikt nie pojedzie - krzyknął i złapał Lare za rękę.
- Tego już za dużo - wymamrotała pod nosem i zwinnym ruchem wykręciła mu rękę , rzucając nim o ziemię . Kiedy ten chciał się podnieść , wyciągnęła broń i oddał dwa strzały tak blisko niego , że grudki ziemi odbiły się od jego twarzy .
- Do widzenia panie Larson - rzuciła
- Jej przeciwnik ocierając zakrwawioną twarz rzucił pod nosem :
- Jeszcze się spotkamy ... ty suko !!!

Zielone lasy niższych partii ustąpiły miejsca zmrożonym połaciom śniegu . Rozrzedzone powietrze utrudniało oddychanie . Panna Croft przypomniała sobie co mówili tragarze spod Annapurny ; Patrz zawsze na horyzont , tylko ten kto patrzy przed siebie dojdzie na miejsce . Lara uniosła głowę , a przed nią widniały gęste kołtuny mgły ,która nie opuszczała ich od kilku godzin .

- Sergio , how far ? - zakrzyknęła biorąc głęboki wdech .
- Don't wory only an hour ! - odpowiedział ze spokojem charakterystycznym dla ludzi z południa .

Po pewnym czasie Sergio zatrzymał się i patrzył jak zahipnotyzowany przed siebie .

- What's up ?
- Look ! - odpowiedział z pewną bojaźnią w głosie , pokazując palcem . Lara zdjęła okulary z oczu i zrzuciła plecak . W kilku miejscach biały powierzchnię mgielnego mleka , przecinały szare granitowe obeliski
- Vilcabamba - wymamrotał Sergio
- U ich stóp w dolinie rzeki Urubamba , spoczywały ruiny ostatniej osady Inków . Kiedy wojska hiszpańskie podbiły legendarne Cuzco , Manco Yupanqui wycofał się razem ze swoim ludem właśnie do tej doliny . W powietrzu czuło się ducha przeszłości , kamienne korytarze odbijały jeszcze echo ostatnich okrzyków wojennych zagłuszanych przez huk arkebuzów . Po następnych kilku godzinach marszu dotarli zarośniętą ścieżyną pod potężne wrota . Wysokość wyraźnie zmalała , a bujna roślinność utrudniała poruszanie się . Otworzenie wrót od zewnątrz wydawało się niemożliwe : Dwa potężne skrzydła , drzwi rzeźbionych w kamieniu przylegały w części środkowej do siebie , a po bokach do murów obronnych . Inkowie polerowali powierzchnie olbrzymich kilkunastotonowych głazów piaskiem , a następnie nakładali jeden blok na drugi bez użycia zaprawy . Ściana polerowana przez wieki deszczem, poprzerastana mchami i pnączami zdawała się również ciężka do sforsowania . Lara wyjęła z plecaka parę butów wspinaczkowych . Wykonane były z gumy o dużym współczynniku tarcia . Takiego samego obuwia używają wspinacze skalni . Sergio z uśmiechem popatrzył na to co robi jego współtowarzyszka , ale szybko zmienił zdanie patrząc jak Lara z lekkością , jakby przylepiona do głazu , zdobywa kolejne jego metry . Kobieta na chwilę przerwała wspinaczkę i sięgnęła po woreczek z magnezją , umoczyła w niej rękę , zebrała wszystkie siły i wybijając się jednocześnie nogami i podciągając lewą ręką , chwyciła się małego kamiennego wyrostka , będącego częścią jednej z rzeźb . Po chwili stanęła na szczycie muru przy owacji Sergia . Drzwi były połączone z potężnym mechanizmem uruchamianym za pomocą zębatego koła , porośniętego mchem i lianami . Zastanawiając się na tym jak należy pomóc towarzyszowi w dotarciu na górę oparła się o ścianę . Nagle jej ręka wcisnęła przypadkowo jedna z części ściany . Odgłosy lasu zmącone zostały przez chrobot potężnego koła nie używanego od setek lat . Lara zachwiała się , potknęła i zsuwając się po nachylonej wewnętrznej ścianie muru spadła na ziemię . Gdy otworzyła oczy , poczuła w ustach smak krwi , wokoło jej twarzy ciągnęła się po ziemi mała czerwona strużka . Delikatnie podniosła się do góry i spojrzała na przewodnika , który w jakimś niezrozumiałym pośpiechu wyciągał coś z plecaka .

- Nie spiesz się z tą apteczką tak bardzo, nic takiego mi się nie stało.

Jakież było jej zdumienie kiedy zauważyła że Sergio wyciąga naboje , kilka z nich upadło mu na ziemię , wydając głuchy brzęk . W tej samej chwili Lara usłyszała złowieszczy warkot , który jak ostry nóż przedarł się przez jej uszy , przyprawiając o dreszcze . Jej kompan przebiegł obok niej i oddał dwa strzały . Kilkanaście metrów dalej w ciemnym korytarzu świeciły się cztery pary oczu . Kobieta szybko podbiegła do swojego plecaka i chwyciła za te sama broń, którą groziła Larsonowi . Dwa celne strzały umiejscowiły dziewięciomilimetrowe kule w łbach rozwścieczonych wilków rozrywając je na strzępy . Trzeci osobnik padł ofiarą dwulufowej strzelby Indianina , zaś czwarta bestia kontynuowała swoją szarżę , szczerząc długie , jasne kły . Lara oddała kilka strzałów , jednak żaden nie był celny . W momencie gdy Sergio już miał oddawać swój , potężny zwierz o stalowo szarym futrze utkwił zębami w jego ramieniu , a rozdarty bólem mężczyzna w niekontrolowanym geście oddał strzał , który uszkodził potężne koło i tak zniszczone już przez czas . Kawałki kamienia posypały się na śmiałków . Przestraszony wilk w amoku walki począł ciągnąć swoją ofiarę nie rozluźniając uścisku . Potężne kamienne wahadła drzwi , znów zespoliły się w całość , zamykając ewentualne wyjście . Lara podczołgała się pod swój plecak i wyciągnęła flarę , która po chwili rozświetliła mrok pomieszczenia . Dookoła leżał porozrzucany sprzęt : apteczka , strzelba , naboje , latarka , jakieś ubranie i buty , skromny zapas suszonego mięsa , świadectwo stoczonej walki . Zmęczona kobieta spojrzała na siebie , brudne od błota i podziurawione ubranie , odkrywało liczne rany i zadrapania . Czuła jak z twarzy , z rozciętego polika spływa stróżka krwi . Spojrzała w górę ; dziesięć metrów nad nią widniało jedno z okien przez które wpadła , jednak ściana nie była do przejścia , bez sprzętu alpinistycznego który został na górze .

- Kurwa mać !!! - krzyknęła przez łzy
- Musze stąd wyjść i skończyć tą robotę !!!
- Przypomniała sobie wypadek lotniczy z czasów kiedy była jeszcze nastolatką . Trzy dni bez środków do życia przeżyła w himalajskiej dziczy.
- Teraz też mi się uda , weź się w garść - powiedziała dla otuchy
Po chwili używając zawartości apteczki , opatrzyła rany , a następnie spakowała do plecaka wszystko to co znalazła w pobliżu . Załadowała strzelbę , a ze strzępów rękawów koszuli przewiązała prowizoryczne kabury , do których schowała swoje niezawodne Smith & Wasson Podpierając się kolbą ruszyła wzdłuż korytarza . W powietrzu unosił się zapach uryny i odchodów , widocznie stado, które ich zaatakowało miało gdzieś tu swoje legowisko . Na ścianach porozsadzanych przez pnie potężnych cedrów widniały fragmentaryczne zapiski w inkaskim piśmie obrazkowym . Symbole przedstawiały licznych robotników i chłopów , którzy zajmowali się hodowlą awokado , trzciny cukrowej , bawełny , słodkich ziemniaków i podstawowego składnika ich wyżywieni : kukurydzy . Nad całym rysunkiem widniała sylwetka węża o czerwonym obliczu , który trzymał w ręku dziwny przedmiot . Odchodziły od niego liczne kręgi , podtrzymywane prze trzy małe postacie , prawdopodobnie władcy , bracia boga słońca - pomyślała Lara . Skupiła swą uwagę na tajemniczym przedmiocie , wydobyła z kieszeni swoich spodni zafoliowaną ilustrację Latorośli - artefaktu, którego poszukiwała . Wnet spostrzegła iż jej rysunek jest niekompletny , stanowi jakby część składową tego ... amuletu ? Zadała sobie pytanie w myśli . Następnych kilka godzin przedzierała się przez długi korytarz , gdy nagle jej oczy poraziła stróżka silnego światła.

- Wyjście!!! - krzyknęła z nieukrywaną radością .

Gdy podeszła do otworu w ścianie okazało się, że jest tak niski, że można go przekroczyć tylko czołgając się . Gdy wydostała się po drugiej stronie , zsunęła się po masie zgniłych , mokrych liści o charakterystycznym zapachu . Teraz dopiero zrozumiała, że drzwi były normalnych rozmiarów , ale zbierające się przez setki lat liście zatkały otwór . Odwróciła się i wzięła z radością wdech świeżego górskiego powietrza . Jej oczom ukazał się potężny dziedziniec, którego środkiem płynęła wartko rzeka . Dochodzący od wschodu huk kazał sądzić iż nieopodal znajduje się wodospad . Po drugiej stronie rzeki stała opleciona pnączami i dosłownie rozrywana przez korzenie roślin świątynia . Charakterystyczna konstrukcja kazała sądzić iż jest to tzw. Świątynia Dziewic . Podobne ale odrestaurowane i zurbanizowane konstrukcje rząd Peru udostępnił turystom w Cuzco . Ta stała nietknięta od czterystu lat . Jeden z nachylonych konarów wydawał się idealnym miejscem na spędzenie bezpiecznie nocy . Lara wdrapała się po śliskim pniu aż do korony drzewa i zmęczona ostatnimi trudami usnęła w poświacie zachodzącego słońca .

Następnego ranka skoro świt kobieta ostrożnie zsunęła się do podstawy drzewa . Do porannej toalety posłużyło jej jedno ze źródeł , które leniwie spływało z kamiennego zbocza . Po spożyciu suszonego mięsa zabranego jeszcze z ostatniego obozu , wyruszyła z powrotem nad rzekę . Wypatrzyła najwęższy przesmyk , wzięła rozpęd i skoczyła . W ostatniej chwili , zdradliwa skała ukruszyła się i Lara poszybowała w dół koryta , obijając się o ściany . Lot zakończyła w rwącym nurcie rzeki . Woda była przeraźliwie zimna , a jej silny prąd rzucał bezbronną kobietą o ściany koryta . Po chwili woda wyrzuciła ciało nieszczęśniczki z koryta w otchłań kotła wodospadu . Lara kręcąc się bezwładnie widziała raz wodę , raz skałę , raz niebo . Wszystko wirowało i układało się w nierealne kształty jak w kalejdoskopie . Po chwili ciało Lary ściągane siłą grawitacji uderzyło o taflę jeziora . Przez chwile widziała światło rozproszone przez błękitną wodę , spojrzała w górę i poczuła silny ból głowy , a po chwili straciła świadomość .

Palące promienie południowego słońca , ogrzewały leżące na brzegu ciało . Kobieta podniosła się rozglądając się dookoła . Cały czas czujna , pamiętając cenę ostatniej nieuwagi , dokładnie obejrzała każdy mały krzak - wszystko wyglądało w porządku . Pistolety znów utkwiły w kaburach , a Lara powolnym krokiem podeszła do przeciwległego brzegu , tropikalnego jeziorka . Podniosła głowę , patrząc jak olbrzymia masa wody z łoskotem mąci się i pieni u podstawy

- Nigdy więcej - szepnęła do siebie .

Na pobliski murze widniał taki sam znak jak na malowidle naściennym w korytarzu - Symbol Boga Słońca . Lara spostrzegła, że fragment kamienia z malowidłem to drzwi , więc nie myśląc długo popchnęła je . Już miała zrobić krok gdy usłyszała dziwny jakby świszczący dźwięk . Wróciła na pogranicze lasu i zerwała gruba , cedrową gałąź . Wróciła do pomieszczenia i cisnęła fragment drewna przed siebie , a ten nagle rozpadł się na kawałki z głośnym trzaskiem . Panna Croft zrozumiała, że ów świszczący dźwięk pochodzi od zawieszonych , potężnych , naostrzonych wahadeł . Ostrożnie położyła się na ziemi i zaczęła czołgać . Czuła jak chłód kamienia przenikał jej ciało , które jak waż pełzło przy posadce . Każdy najmniejszy mięsień był maksymalnie napięty , a Lara z uwagą kontrolowała potężne ostrza wahające się kilka centymetrów nad jej głową . Nagle wymacała przed sobą próg , podwójny próg charakterystyczny dla inkaskich budowli. Przeczołgała się przez niego i wnet poczuła silny ciąg powietrza , jakby znajdowała się w szybie. Wtem z mroku wyłoniła się potężna ściana najeżona ostrymi kolcami , która skrzypiąc na drewnianych prowadnicach zbliżała się w jej stronę . Lara chciała odskoczyć , ale w tej samej chwili zauważyła że stoi nad głęboką studnia , jednak było już za późno . Jej ciało siłą bezwładności usunęło się w czeluść . Przerażona kobieta głośno krzyknęła , a jej rozpaczliwy głos odbił się o ściany tunelu . Po kilku sekundach lotu wpadła z głośnym pluskiem do małego basenu . Wynurzyła się nieopodal i zaobserwowała, że pomieszczenie w którym się znajduje to wnętrze Świątyni Dziewic . Według starych zapisków był to rodzaj klasztoru w którym zamykano za młodu wybrane kobiety , a te oddawały cześć bóstwu . Lara przepłynęła kilka metrów i wyszła na brzeg . Woda ciurkiem spływała z jej ubrania , a serce jeszcze nie przestało głośno bić po przebytym upadku . Panna Croft z zaciekawieniem poczęła studiować otaczające ją ściany . Komnata w której się znajdowała była kwadratem . Na czerwonych ścianach pełnych potężnych obrazów wyrażających sceny z inkaskich wierzeń opierał się szary dach , będący ostrosłupem . W czterech rogach tego pomieszczenia stały olbrzymie posągi , które podtrzymywały sklepienie dachu . W samym środku sufitu widniało potężne malowidło wyrażające słońce , a wokoło widniały symbole trzech części poszukiwanego artefaktu .

- Więc to nie jest do końca cała historia , Latorośl to urządzenie składające się z trzech różnych elementów ! - krzyknęła z zadowoleniem i przejęciem zarazem .

W jednej ze ścian widniało przejście , Lara delikatnym krokiem poczęła kroczyć po pochyłej posadce . Korytarz wypełnił jej nerwowy oddech i stukot ciężkich butów . Raz po raz rozglądała się na boki szukając ewentualnej pułapki , jednak nic się nie działo . Pewnym krokiem wkroczyła więc do małej sali . Na jej środku stało podium , a na nim leżała upragniona część Latorośli . Kobieta z uwaga przeczytała inskrypcje na ścianie , była napisana w języku Inków , uczyła się go jeszcze mając osiemnaście lat , podczas jednej ze swoich podróży po Peru w której towarzyszyła profesorowi Van Croy- owi . Brzmiała :

Bóg Słońce jasna gwiazd początek wszystkiego
A Latorośl fragment jego ciała świętego
Oko które patrzy , oko które karze
Magiczna jego siła światu prawa nakaże


Dar , moc kontrolowania światła słonecznego
Jego część naszej skromności powierzona
Przez oko święte przepływa moc
Życiodajnego światła jego siła nam powierzona


Lara spojrzała na trzy malutkie soczewki rozmieszczone na złotych tyczkach wbitych pod pewnym kątem w posadzkę . Jedna z oprawek była pusta . Zainteresowało podróżniczka wyjęła z plecaka swoje okulary i przystawiła do zepsutej soczewki . Trzy delikatne smugi światła wędrowały teraz wprost na postument z Latoroślą , a po kilku minutach spotkały się zaraz nad nią . W tym samym prawie momencie artefakt delikatnie wysunął się , podniesiony przez kamienny klin . Kobieta przyjrzała się : wyglądał jak oko z przeplecionymi w środku nitkami . W samym środku , widniała źrenica z brylantu . Całość wykonana ze złota . Uniosła go drżącą ręką i schowała do plecaka . Odwróciła się i zaczęła wracać korytarzem , nagle cisze rozerwał głośny łoskot - potężna kamienna kula , poczęła się toczyć za niczego nie spodziewającym się archeologiem .

- Teraz już wiem, dlaczego to przejście jest pochyłe - krzyknęła do siebie

Biegła ile sił w nogach , a gdy dotarła do sali z basenem odskoczyła na bok , olbrzymi i ciężki głaz przetoczył się z hukiem obok , wyrywając olbrzymią dziurę w starej świątynnej ścianie . Szeroki snop oślepiającego światła wlał się do środka . Kobieta niepewnym krokiem wyszła przez otwór zakrywając oczy ręką . Po kilku sekundach przyzwyczaiła się do blasku słońca i szeroko otworzyła oczy . Na przedświątynnym dziedzińcu stał Larson mierząc do niej z pistoletu

- Tutejsi mają jedną słabość , są zbyt uprzejmi . Szkoda tylko, że pani Natla kazała zachować sprawę w tajemnicy , wiele osób mogło by się dalej cieszyć życiem - mówiąc to wskazał palcem . Nieopodal na kamiennym chodniku leżało ciało młodziutkiego przewodnika . Jego wełniana czapka była zakrwawiona , a padlinożerne ptaki podgryzały jego ręce , wyszarpując kawałki skóry . Lara zacisnęła ze złości zęby i zmierzyła chłodnym spojrzeniem swojego wroga .

- Uuu czy mam się bać , ha ha ha - zaśmiał się głośno
- Dobra laluniu , nie utrudniaj mi życia i tak dziś dołączysz do świętych , gdzie świecidełko ?
- Lara dobrze wiedziała, że musi zagadać Larsona - na tym placu nie miała szans na ucieczkę .
- Nie wiem czy wiesz, że Latorośl składa się z trzech części , ja mam tylko jedną .
- Wyraźnie zainteresowany mężczyzna zapytał z ciekawością w głosie :
- Wiesz coś jeszcze ?
- Jakbyś znalazł wszystkie części , to mógłbyś być bogaty !
- Wiem, że Latorośl jest ze złota , ale Pani Natla i tak płaci więcej !!! - odpowiedział zniecierpliwiony
- Więc dawaj to co jesteś winna i spadam stąd bo mnie zaraz zje to cholerne robactwo !!!
- Wokół spoconego Larsona latała chmura komarów .
- Ależ ty jesteś naiwny . Latorośl to ogniwo mogące posłużyć jako źródło energii . Jakbyś sprzedał taki patent odpowiednim ludziom to miał byś tyle szmalu, że wykupił byś całą korporację Natla Technologies .
- Larsonowi aż rozszerzyła się źrenica !
- Skąd ta pewność i dlaczego miałbym Ci wierzyć
- Sam sprawdź - Lara zdjęła plecak i rzuciła go w stronę mężczyzny czekając aż spuści z niej wzrok . Gdy tylko jego głowa opuściła się w dół , Lara zaczęła biec w stronę lasu , od którego dzieliło ją tylko dziesięć metrów. Z impetem wpadła w zarośla padając przed strzałem z pistoletu . Podczołgała się do małej błotnistej kałuży i czekała . Nie mogący odczytać inskrypcji na artefakcie Larson wpadł w wściekłość .

- Chodź tu ty mała dziwko, zaraz się policzymy .
- Lara tylko na to czekała , gdy jej przeciwnik zbliżył się , wyciągnęła ze spodni pasek i rzucając się mu na szyję , poczęła go dusić . Silniejszy od niej najemnik zdołał powstrzymać uścisk , jednak kobieta podstawiając mu nogę i zadając silny cios w poprzek stawu kolanowego , przewróciła go na ziemię . Larson upadł na brzuch , a gdy otworzył oczy , zobaczył jak leżący w trawie wąż , szykuje się do ugryzienia . Zdążył tylko krzyknąć . Dwa potężne kły jadowe zagłębiły się w szyję , a po chwili Larson zginął w targany konwulsjami .

- Kto dołączy do świętych to dołączy - odparła Lara wycierając spocone czoło .

Londyn , trzy dni później :

Potężna rezydencja Państwa Croft opierała się angielskiej ulewie . Krople wybijały jednostajny rytm na szybie . Lara ubrana w jedwabny szlafrok leżała na potężnym łożu okrytym atłasowym baldachimem . W rękach trzymała część Latorośli.

- Może czas złożyć wizytę pani Natli ...

C.D.może.N...
Ritchie

 stat4u